Ale o tym później. Na początku trzeba wstać. A co wtedy widać? Na przykład Olkę w dole. O, tak:
Wytrwałych podróżników jednak los nagrodził i po jakimś kilometrze bory rozstąpiły się wpuszczając więcej światła i dając nadzieję na dotarcie do celu.
Jak pamiętacie, Ysek napakował sobie do oczu podwójne soczewki, a i okularów też sobie nie żałował, więc tak uzbrojony dojrzał na mapie nad wyraz wyraźnie czyhające kłopociki.
Podzieliliśmy się więc równo na dwie grupy, czyli Makka samotnie ruszyła na Oksywie, a cioćka, Ysek i Olka do Groszka po kasę na cymbergaja.
Dwie pary soczewek i wianuszek okularów na tyle wyostrzyły wzrok, że Ysek odnalazł swoje ukochane druciaki!!!! Tak potrafią cieszyć się tylko dzieci z cukierków. I Ysek z okularów.
Makka nadaje: mieli rację! Z małych kamyczków zrobiły się wielkie głazy wchodzące głęboko w morze, głębiej niż wtedy w Łazach (Kaśka z Dyziem pamiętają). Zdjęcia z tamtej przeprawy nie mamy, bo wszyscy byli zajęci asekurowaniem Oceca z Olką na barana.
Tego też nie dało by się pokonać wózkiem.
Kiedy tak szłam i szłam, a ciężko było, zadzwoniła moja banda z pytaniem gdzie jestem.
No cóż, na przeciwko torpedowani, którą jeszcze wczoraj oglądaliśmy z daleka (bystro zauważam).
Powiedzieli: idź dalej, będziemy na Ciebie wyglądać. I wyglądali:
A Makka wyglądała tak:
Utworzyliśmy komitet powitalny, który za punkt honoru postawił sobie, podnieść Makce ciśnionko, które po 128 stopniu i tak już było wystarczająco wysokie (historia pamiętnej histerii Makki na szczycie wieży widokowej w Dębkach tutaj). Olka zasiadła więc na barierce:
Po 128 stopniach myśli Makki wyglądały tak: "motyla noga, motyla noga, motyla noga, gdzie oni ją (piiip) posadzili!"
A my sobie spokojnie czekaliśmy aż ochłonie.
Znowu Makka nadaje: ja tam nic nie chcę gadać, ale mając na uwadze lekce sobie ważenie mych matczynych trosk i obaw, pobiegłam klepnąć cholerny murek i ino mig wbiec trzeci raz po schodach. A było ich 183. Zadanie dla Kaśki: ile łącznie pokonałam schodów w dniu dzisiejszym w tym miejscu?
Zziajana zadzwoniłam z krzykiem: zamawiajcie pomidorówkę i piwo. Zimne. Z sokiem.
Uff... Olka na oku, za rogiem, ale nie na barierce. Można odpocząć i wyrównać tonus mięśniowy.
Pomidorówka zjedzona, piwo wypite, tonus wyrównany, kontakt telefoniczny z Olą utrzymany.
Błyskawicznie więc teleportujemy się na drugą stronę portu, gdzie parkuje Błyskawica.
Dokonujemy kilku zdjęć naszą Zorką 5
A potem wchodzimy na pokład Daru Pomorza, co by Ysek popatrzył na swoje ukochane maszyny, które dla Makki wyglądały zupełnie jak trambambule (dla nie-łodziaków: wiecie o co chodzi Makce?)
Jeszcze tylko wyplątać Makkę, która przewidując jak może wyglądać dzisiejszy wieczór, schowała się do mysiej dziury.
Niby lansik, niby wszyscy uśmiechnięci, a burza nadciąga...
Jak przeżyjemy dzisiejszy wieczór, to jutro tutaj zaczniemy.
A teraz serio:
Jedyną metodą do wyciszenia Oli jest zejście jej z pola widzenia i nie reagowanie na jej agresywne zaczepki. Po jakimś czasie Ciocka musiała wejść do domku i wtedy nawiązał się dialog:
Ola: Makka mnie wkuza.
Cioćka: Ola, ale umówmy się, ty też nie jesteś aniołem.
Ola: jesce Ty? Makka mnie wkuza, Ysek mnie wkuza i ty mnie wkuzas!
Chwila później:
Ola: asam (czytaj: przepraszam)
Cioćka: ok Ola, każdemu zdarza się gorszy dzień.
Ola: no asam, ale Makka mnie wkuza!
Statystyka:
Dystans:Mechelinki - Oksywie 9 km (pi razy oko, bo nie mamy endomodo)
Schody: 183 x 3 (w te i nazad i w te)
Schody: 183 x 3 (w te i nazad i w te)
Zapomnieliśmy:
- podłączyć Endomodo
- karty parkingowej nadal
- reszta też bez zmian
- reszta też bez zmian
Ale za to mamy:
- nadal nie użytą racę świetlną
- nadal trajzegę
-ukochane druciane okulary Yska
- cztery niepotrzebne soczewki (-5 dioptrii)
- focha-giganta Oli
- cztery niepotrzebne soczewki (-5 dioptrii)
- focha-giganta Oli
Zbyszek w tych turkusowych okularach wyglądasz the best !
OdpowiedzUsuń