No to postanowione, piszemy bloga dla Oli. Wszyscy, bo dla
wszystkich jest ważna. Oczywiście sprawę rozkręciła Paulina, czyli „Baśka” i
dla utrudnienia pierwszy post napisała o rowerze. A teraz ja mam opowiedzieć
skąd on się wziął.
To ja dla odmiany przedstawię historię w obrazkach…
Razu pewnego odwiedziliśmy Olę, a Ola bach! Wręcza nam
zaproszenia na komunię. A jak komunia to i rower, a że Ola nie chodzi to i na
rowerze nie pojedzie. Wtedy w Zbyszku obudził się duch inżyniera, wstał i powiedział:,
co, ja nie zrobię roweru dla Oli?
A był wtedy luty, komunia jak to komunia w maju, więc czasu
niewiele….
Najsampierw nasz garaż zapełnił się rowerami różnego rodzaju
i maści niczym na parkingu przed dworcem w Amsterdamie.
Potem Pan Inżynier usiadł, długo drapał się po brodzie,
dumał, mierzył, rysował…
Do Zbyszka dołączył Czarek, ojciec chrzestny Oli, przywiózł
swój iskrzący sprzęt i zaczęło się cięcie-gięcie, ucinanie i spawanie…
Ponieważ nie jestem zbyt techniczna, a nawet wcale, to
skupiłam się na zapewnieniu chłopakom świętego spokoju i …cateringu
I tak pomału wyłaniał się zarys tego, co ma powstać…
Kiedy już gotowe były najważniejsze elementy roweru (ja
nadal nie mogłam sobie wyobrazić, że te rurki to rower), Czarek zabrał je do
piaskowania, malowania i wrócił z rurkami w kolorze limonki…
Teraz poszło już gładko tzn. ja zaczęłam widzieć w tej
zmyślnej konstrukcji rower, a nawet zostałam zaszczycona pierwszą próbną jazdą J
I tak niepostrzeżenie zbliżył się dzień przed komunią…a
rower jeszcze w częściach. Okazało się, że farba szybkoschnąca nie schła tak
szybko jak obiecywał producent. Tak,
więc o 3 nad ranem zamiast kręcić loki, suszarką do włosów załatwiałam to,
czego nie dokonała rozgrzana koza.
W końcu wyschło, co miało wyschnąć, Zbychu dokręcił, co miał
dokręcić, zapakowaliśmy rower na przyczepkę i ruszyliśmy do Łodzi…
Niby nie o to chodzi w komunii, ale naszym prezentem już pod
kościołem wzbudziliśmy niemałą sensację J Olka była
przeszczęśliwa, od razu (niemal od razu, bo lubi podroczyć się z ofiarodawcami)
udała się na przejażdżkę z konstruktorem, aż spóźnili się na obiad. Potem już
niemal wszyscy próbowali jazdy, a to w roli kierowcy, a to w roli pasażera…ubaw
był po pachy J
autor: Cioćka Ewa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz