Gdybyście mieli jakieś pytania lub chcielibyście do mnie po prostu napisać prywatną wiadomość, możecie skontaktować się ze mną mailowo: olka.fasolka000@gmail.com

środa, 30 stycznia 2013

Historia Roweru


No to postanowione, piszemy bloga dla Oli. Wszyscy, bo dla wszystkich jest ważna. Oczywiście sprawę rozkręciła Paulina, czyli „Baśka” i dla utrudnienia pierwszy post napisała o rowerze. A teraz ja mam opowiedzieć skąd on się wziął.
To ja dla odmiany przedstawię historię w obrazkach…
Razu pewnego odwiedziliśmy Olę, a Ola bach! Wręcza nam zaproszenia na komunię. A jak komunia to i rower, a że Ola nie chodzi to i na rowerze nie pojedzie. Wtedy w Zbyszku obudził się duch inżyniera, wstał i powiedział:, co, ja nie zrobię roweru dla Oli?
A był wtedy luty, komunia jak to komunia w maju, więc czasu niewiele….
Najsampierw nasz garaż zapełnił się rowerami różnego rodzaju i maści niczym na parkingu przed dworcem w Amsterdamie.

Potem Pan Inżynier usiadł, długo drapał się po brodzie, dumał, mierzył, rysował…

Do Zbyszka dołączył Czarek, ojciec chrzestny Oli, przywiózł swój iskrzący sprzęt i zaczęło się cięcie-gięcie, ucinanie i spawanie…

Ponieważ nie jestem zbyt techniczna, a nawet wcale, to skupiłam się na zapewnieniu chłopakom świętego spokoju i …cateringu

I tak pomału wyłaniał się zarys tego, co ma powstać…

Kiedy już gotowe były najważniejsze elementy roweru (ja nadal nie mogłam sobie wyobrazić, że te rurki to rower), Czarek zabrał je do piaskowania, malowania i wrócił z rurkami w kolorze limonki…


Teraz poszło już gładko tzn. ja zaczęłam widzieć w tej zmyślnej konstrukcji rower, a nawet zostałam zaszczycona pierwszą próbną jazdą J

I tak niepostrzeżenie zbliżył się dzień przed komunią…a rower jeszcze w częściach. Okazało się, że farba szybkoschnąca nie schła tak szybko jak obiecywał producent.  Tak, więc o 3 nad ranem zamiast kręcić loki, suszarką do włosów załatwiałam to, czego nie dokonała rozgrzana koza.

W końcu wyschło, co miało wyschnąć, Zbychu dokręcił, co miał dokręcić, zapakowaliśmy rower na przyczepkę i ruszyliśmy do Łodzi…

Niby nie o to chodzi w komunii, ale naszym prezentem już pod kościołem wzbudziliśmy niemałą sensację J Olka była przeszczęśliwa, od razu (niemal od razu, bo lubi podroczyć się z ofiarodawcami) udała się na przejażdżkę z konstruktorem, aż spóźnili się na obiad. Potem już niemal wszyscy próbowali jazdy, a to w roli kierowcy, a to w roli pasażera…ubaw był po pachy J

autor: Cioćka Ewa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz