Gdybyście mieli jakieś pytania lub chcielibyście do mnie po prostu napisać prywatną wiadomość, możecie skontaktować się ze mną mailowo: olka.fasolka000@gmail.com

czwartek, 13 czerwca 2013

Dwie strony medalu

W piątek 31 maja 2013 roku Ola wyruszyła na zbiórkę z kuzyneczką Basią, bo o godzinie 18-nastej spotykają się rowerzyści, żeby uczestniczyć tzw. Masie Krytycznej. Jest to rajd rowerowy ulicami Łodzi. Odprowadziłam ją na miejsce zbiórki i to co zobaczyłam skłoniło mnie do opisania tego faktu. Rowerzystów było około 1300. Zbiórka w Pasażu Schilera. Organizacja rewelacyjna. Tę masę rowerzystów pilotowało dwóch policjantów na motorach. Obok jedzie 30 osób tzw. "niebieskich". To ochrona dla bezpieczeństwa przy skrzyżowaniach ulic i pomoc w razie potrzeby. Najmniejsi i najsłabsi jechali pierwsi. To tzw. sektor rodzinny. Ola na swoim dziwacznym wehikule była w przodzie tego peletonu. Za nimi reszta rowerzystów, dużych i mniejszych, młodych i w średnim wieku, dziewczyny i chłopaki. Piękne zjawisko! Nikt się nie pcha, nie wyprzedza. Tylko szum opon i pedałów oznajmia, że ruszyli. Nie doszłam jeszcze do domu, a miałam już pierwszy komunikat - "złapaliśmy gumę, musimy wracać", ale za chwilę już następny - "jedziemy dalej, mamy zmienioną dętkę" Ktoś dał dętkę, ktoś pomógł zmienić, a wszyscy czekali. To podobno normalne w tej "masie", a dla mnie niesłychanie miłe zjawisko, którego rzadko doświadczam. Dziękujemy bardzo za pomoc! Kulminacja nastąpiła na Placu Wolności, kiedy wszyscy z rowerami w górze i sygnałem z dzwonków oddzwonili koniec spotkania. To było piękne widowisko. Jestem pod wrażeniem, a wszystko po to, żeby zaznaczyć swoją obecność w mieście i prosić o rozważenie problemu bezpiecznej jazdy na ulicach Łodzi. W  poniedziałkowej prasie "Nasze miasto", tłustym drukiem czytam: "Koniec z jazdą rowerem po buspasach. Rowerzyści nie potrafili się zachować". To zostawiam bez komentarza.

A teraz obrazek drugi:

Następnego dnia 1 czerwca 2013 roku w Dzień Dziecka wybrałyśmy się z Olą do Manufaktury. Może coś kupimy ładnego, może zbędnego, a może zjemy lody. Najpierw musimy zaparkować i tu jest problem. Na osiem, czy więcej miejsc dla niepełnosprawnych tylko trzy samochody mają zezwolenie na parkowanie w tym miejscu. Reszta bezmyślni, czy zwykli cwaniacy, byli pierwsi i maja wygodnie. My kluczymy na parkingu między samochodami ustawionymi w kilku rzędach. Wreście znajdujemy miejscówkę na samochód. Ale w tej wąskiej luce, w której mieści się samochód nie ma możliwości wyjęcia dziecka z samochodu. Musimy ten manewr wykonać w miejscu przejazdu samochodów. Blokujemy trasę. Ktoś na nas trąbi, pokazuje na głowę, drugi miga, wyjeżdza, wyraźnie mu przeszkadzamy. Córka wyjmuje wózek, potem Ole, później wjeżdza do luki przeznaczonej na samochód, a ja kręcę się z wózkiem szukam miejsca gdzie bezpiecznie stanąć i przepuścić tych niecierpliwych. Po drodze do Manufaktury spotykamy ochroniarza, któremu zgłaszam problem. Grzecznie nam tłumaczy, że on pilnuje tutaj porządku, a to do niego nie należy. ("taka wąska specjalizacja"). Zadzwoniłam do straży miejskiej. Zgłoszenie przyjęli, ale przez dwie godziny, które spędziliśmy w budynku nic się nie zmieniło. Samochody stały jak poprzednio (spisałam numery rejestracyjne). Nikogo nie było. Nikt nie został pouczony, nie dostał mandatu.

A JA APELUJĘ SZANOWNI KIEROWCY, JEŻELI TAK KONIECZNIE CHCECIE ZAJĄĆ PRZYSŁUGUJĄCE OLI MIEJSCE, TO Z PRZYJEMNOŚCIĄ SIĘ ZAMIENIMY, ALE RÓWNIEŻ NA CHORE NOGI OLI.

autor: Babcia Mirka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz