Gdybyście mieli jakieś pytania lub chcielibyście do mnie po prostu napisać prywatną wiadomość, możecie skontaktować się ze mną mailowo: olka.fasolka000@gmail.com

środa, 30 sierpnia 2017

Dzień 18 etapu 3 (2017)

O ja pier###### jaki dzisiaj był piękny dzień! Niby dzień jak co dzień, czyli zaczynamy z miejsca, o którym wiedziałyśmy tylko my. Chłopaki poszli na plażę, a my z Kuźnicy do przodu. 


Szłyśmy z nastawieniem, że cykamy każdy słupek i zrobimy dla Was kolejny kolaż, ale okazało się, że jest to ostatnia fotka na półwyspie helskim. I tutaj nasze przypuszczenia odnośnie żywiołów nie sprawdziły się, reszty słupków nie zauważyłyśmy, być może byłyśmy zajęte gadką, być może podziwianiem krajobrazów. 

                                    

I tak podziwiałyśmy krajobrazy bliskie i dalekie, nie zdając sobie sprawy, że niebawem będziemy oglądać ten widok z drugiej strony.

                                    

A mewy na łódeczce płynęły sobie na wycieczkę po zatoce. 

                                   

Ponieważ po stronie Zatoki nie miałyśmy dogodnych warunków do przerwy fizjologicznej, przeskoczyłyśmy na drugą stronę i ulokowałyśmy się w lesie blisko wydm. 

                                  

Po krótkim spacerze leśną drogą od strony morza, tak dla przypomnienia jak szumi morze, z powrotem przeskoczyłyśmy na właściwą stronę. I w końcu musiałyśmy pokonać aż trzy stopnie przechodząc przez przejazd kolejowy. 

                                         

Nie tylko Ola ma przerwy fizjologiczne, czasem trzeba napoić psa. 

                                         

A co robili w tym czasie chłopaki? 

Brodzili po morzu... 


Robili jakieś dziwne zdjęcia...

                                      

I czekali na nasz telefon gdzie jesteśmy. 

                                    

A my byłyśmy tak rozpędzone, że nie wiedzieć kiedy doszłyśmy do Władysławowa, a miałyśmy zaliczyć dzisiaj tylko Chałupy...

                                    

Naszym oczom ukazał się niezbyt dobrze zakamuflowany Groszek. No więc chłopcy doczekali się naszego telefonu. Ustaleniom nie było końca. Rzucona propozycja dołączenia na plażę zejściem numer jeden była bardzo kusząca, lecz nie możliwa do zrealizowania, ponieważ trzeba było przejść przez przejazd kolejowy, który był nie do zdobycia dla wózka. Kuba zaproponował, aby przejść do przejścia numer dwa, gdzie były by dogodne warunki, ale Makka powiedziała, że nie ogląda się za siebie i nie będzie się cofać, tylko idzie do przodu. I poszłyśmy do przodu. 

                                 

Opuszczając półwysep helski ostatni raz minęłyśmy bilbord, który za każdym razem nas żegnał kiedy zjeżdżaliśmy z Helu na bazę. Więc my na pamiatkę stworzyłyśmy własny bilbord. 

                                    

Maszerując zauważyłyśmy piękne dojście, skonstruowane specjalnie dla nas na taras widokowy, wśród Słonych Łąk. Oglądając widoki okazało się, że patrzymy na Kuźnicę z drugiej strony zatoki, czego dzisiejszego dnia się nie spodziewałyśmy i to dla tego ten dzień był taki piękny, a potem okazało się, że był jeszcze piękniejszy. 


I tak spacerując Baśka stanęła oko w oko z kim? 

                                                     


Z piękną Krasulą, która była nami bardzo zainteresowana. 


Ruszyłyśmy dalej w drogę.


Baśce tak się spodobały te okolice, że postanowiła w przyszłości wybudować sobie tu dom. Ale najpierw objedzie to rowerem, a Makka będzie jej techniczną. 


                                                 

                         

I nagle wyrósł przed nami nasz dobry znajomy, dawno nie spotkany, nasz ukochany - słupek kilometrażowy. I to nic, że odwrotnie, bo dla Makki mańkuta nie robi to różnicy. 

Dla wyjaśnienia słupki kilometrażowe na półwyspie helskim są osobno liczone. Makka bardzo się wzruszyła widokiem tego słupka, bo zdała sobie sprawę, że zakończyła wędrówkę po półwyspie helskim i wróciła na dawny szlak. To oznacza, że do pełnego zrealizowania marzenia pozostało tylko 122 km. 

P.S. Szkoda. że wybrzeże jest takie krótkie. 

Makka mówi, nie zdając sobie sprawy, że Baśka - protokolant wszystko pisze: 

"Gdyby pojawił się człowiek, który by pilotował całą wyprawę pod względem prawnym i medycznym, to zamachnęła by się na cały Bałtyk". 

                                       

Pięknie oznakowana ścieżka rowerowa, lepiej niż nawigacja. 


Postanowiłyśmy dojść jeszcze ten jeden kilometr, pomimo że zostało wykonane 150 % normy, a Makka nie znosi chodzić w butach i ma wielkie odciski. 
Ale dla tego słupka było warto.  


I w tym całodniowym rozpędzie zatrzymałyśmy się na tablicy - Swarzewo. Dobrze, że na horyzoncie pojawił się Groszek, bo pewno byśmy popędziły do Pucka. 

                                    

Groszek nas zgarnął i trzeba było rozegrać obiecany trójmecz w cymbergaja. 
Pragniemy zauważyć, że w tym roku Olka wyjątkowo mało gra w cymbergaja i nie wydała wszystkich pieniędzy. 


Po całodniowym marszu po kostce brukowej i w butach, Makka nabawiła się olbrzymich pęcherzy, ale Reksio poratował ją swoją maścią z wosku pszczelego, która może być stosowana podczas długich spacerów w terenie o różnorodnej nawierzchni. 

                                            

Statystyka:
Środa: 30.08.2017r.
Odcinek:Kawałek za Kuźnicą (my wiemy, który parking) - Swarzewo 
czas:  ~  12:15- 17:00 
Odległość po plaży: brak
Odległość całkowita: 13 km 
Schodów: 3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz