Obserwując propozycje rządu co do II postulatu obawiam się, że organizacyjnie nie zmieni się nic. Piszę na podstawie wielu lat doświadczeń walki z bezdusznymi urzędami. Boję się, że gdyby weszła propozycja rządu, biurokracji nie będzie końca i wielu rodziców nie skorzysta z tych "dobrodziejstw". Pozwolę sobie na przytoczenie w kilku odcinkach moich perypetii urzędowych.
ODCINEK 1 - Zasiłek pielęgnacyjny
Ola urodziła się w czerwcu 1996r. Do listopada przebywała w szpitalu. Człowiek był młody, kołowaty, nie wiedziałam. że istnieje coś takiego jak zasiłek pielęgnacyjny. Powiedziała mi o tym pielęgniarka (dzięki dziewczyno). W tamtym czasie zaświadczenie do zasiłku wystawiał lekarz specjalista, a wypłacał zakład pracy. Nie pamiętam jaka to była kwota. Zwróciłam się do Pani doktor z prośbą o wypisanie zaświadczenia. Pani doktor spojrzała na mnie jak na "patola" i powiedziała, że zasiłek się nie należy ponieważ Olą zajmuje się szpital, a ja nie ponoszę żadnych kosztów. Na pewno miała rację.To nic, że całe dnie siedziałam przy Oli, wieczorami i w nocy ściągałam pokarm, mroziłam, by potem mąż z wywieszonym językiem wiózł 10 km do szpitala, a potem gnał 20km do pracy. Po wyjściu Oli ze szpitala zwróciłam się w poradni neurochirurgicznej o wypisanie zaświadczenia uprawniającego do pobierania zasiłku. Był styczeń 1997r. W tym czasie lekarze w poradniach strajkowali i nie wypisywano zaświadczeń, żadnych wniosków i zwolnień. Następną wizytę miałam w marcu i wtedy otrzymałam stosowny dokument. Pierwszy zasiłek Ola otrzymała w kwietniu 1997r. z trzymiesięcznym wyrównaniem. Po czasie dowiedziałam się, że Ola zasiłek powinna otrzymywać od urodzenia.
MAKKA
MAKKA
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz