Gdybyście mieli jakieś pytania lub chcielibyście do mnie po prostu napisać prywatną wiadomość, możecie skontaktować się ze mną mailowo: olka.fasolka000@gmail.com

niedziela, 27 września 2015

Od cioćki czyli przygody, wspomnienia i... podróż poślubna.

Jeszcze nad morzem obiecaliśmy sobie, że każdy z nas opisze swoje odczucia, przemyślenia, wrażenia. Niestety od powrotu, więc prawie już miesiąc, tematem przewodnim jest brak przewozu Oli do szkoły. Niemalże codzienne telefony dotyczą tylko tego tematu: czy zadzwonili, czy ktoś odpowiedział....Chociaż od kilku dni doszło jeszcze pytanie, z której gazety czy telewizji się odezwali.
Postanowiłam jednak wspiąć się na wyżyny i przypomnieć sobie.

Trudno jakoś pisać kiedy nikt nie wisi ci nad głową i nie podpowiada "napisz jeszcze to i to"!
Ykhmm... a więc:

Ja, z zamiłowania góralka pokochałam morze. Jest magiczne i hipnotyzujące. My, techniczni mieliśmy dbać, żeby dostarczyć dziewczyny na plażę i odebrać je gdzieś tam. Ile było kombinacji żebym to ja mogła iść z nimi, a nie martwić się o Groszka. Czasem padło na mnie, ale wtedy też było cudnie, bo brak planu był naszym planem. Tak więc przypomniałam sobie jak to jest łapać stopa, co o dziwo nawet w tym wieku szło mi nad wyraz dobrze, a nawet miałam przygody. Szliśmy kiedyś z plaży kombinując jak Zbyszek wróci po auto...a tu nagle genialna wręcz myśl mnie naszła: złapać stopa! Jestem niewielka, więc od mózgu do ręki droga niedługa... kiwnęłam i samochód zatrzymał się. Zbyszek w ostatniej chwili rzucił mi klucze do Groszka i jadę! Po paru kilometrach Pan mi mówi, że on już tu, a do Wisełki to ma Pani ino kilka kilometrów (już nie pamiętam ile). Super! To idę i myślę, że skoro po górach przez kilkanaście godzin szlak robiłam, to teraz szlag mnie nie trafi...No tak, ale po asfalcie w prażącym słońcu to nawet ja nie wyobrażę sobie drogi w Tatrach. Po długich i męczących 10 minutach kiwania zatrzymuje się drugie auto. Duże, pewno dostawcze. Wsiadam, kierowca przygląda mi się i...chyba zorientował się co oznacza powiedzenie "z tyłu liceum, a z przodu muzeum". No ale skoro już siedzę (na takim kółku przeciwhemoroidowym dla kierowców) to jedziemy. Bez słowa po drodze wysadził gdzie poprosiłam. Biorę Groszka i wracam. Okazało się, że nie wzięłam kasy żeby zrobić zakupy, a reszta bandy siedziała przed domkiem, bo myśleli, że zabrałam kluczyki od kwatery. Dla takich przygód warto żyć! Bo już nie wspomnę o Panu Dziadziusiu, który zabrał mnie zadziwiony, że takiej ładnej kobiety młodzi nie chcieli ;) Za to w nagrodę zawiózł mnie do Dźwirzyna drogą nieobwodnicową i pokazał uroki miasteczka.

Takich przygód miałam mnóstwo, ale to jest blog Olki, więc nie będę przynudzać. Jak już Agnieszka postanowi wydać książkę, pewno je opiszę.

Muszę przyznać, że były to moje najzwariowańsze (taki tam neologizm wymyśliłam) wakacje!
Polubiłam morze, bo daje morze możliwości!
Nauczyłam się grać w cymbergaja, a jego dźwięk przyprawia mnie o ciarki, bo przypomina lato, a nie jak wcześniej, walenie nożyczkami w kaloryfer.
Zobaczyłam jak na co dzień wygląda walka "z trzema schodami".
Zawsze wiedziałam, że mam wyjątkową rodzinkę, ale że aż tak! Nasze mamy/babcie, które musiały na tę okoliczność poznać tajniki internetu. Ekipy techniczne czyli kuzynki, szwagierki, mężowie itd, którzy poświęcili swoje urlopy, żeby spełnić Agi marzenie. No i Agnieszka! Se wymyśliła! I przy tej całej orce na ugorze zawsze z humorem, optymizmem i serdecznością...
P.S. Muszę, bo przypomniałam sobie. Kiedy byłyśmy nastolatkami Agnieszka postanowiła pojechać na obóz harcerski. Ja (mimo, że 4 lata młodsza, a u nastolatek to przepaść) miałam pomóc jej w "odprawie", bo rodzice byli na wczasach. I pamiętam jak latałyśmy po pasmanteriach żeby kupić sznurówki, z których Aga zrobiła sobie "belki" na pagonach żeby nie było, że jest bez żadnego stopnia :) Zawsze sobie radziła i teraz też dała radę!

Zanim dojdziemy do "ruskiej" granicy zajmie nam to jakieś 2-3 wakacje, więc teraz miejscowości nad morzem nie określamy jak "normalni" ludzie kilometrami, ale latami. Kiedy ktoś mówi, że był latem w Gdańsku, my kwitujemy "to za dwa lata".

Nie da się wszystkiego napisać teraz.
Aga! Wielkie dzięki!
Za wszystkie przygody i za...NAJFAJNIEJSZĄ PODRÓŻ POŚLUBNĄ!


 P.S. Groszek był taki ładny, bo jeszcze w ślubnej dekoracji :)

Autor: Cioćka

4 komentarze:

  1. ZATĘSKNIŁAM, chyba zacznę szukać domku na następny rok :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zauważam jeden błąd ale wynika ona ze słuchania ze zrozumieniem Twoich wspomnień. A mianowicie owy starszy Pan pokazał Ci uroki Dziwnówka a nie Dzwiżyna nazywanego przezemnie Dzwinowem .

    OdpowiedzUsuń
  3. A dodam jeszcze jedno miłe wspomnienie jak w Kołobrzego na każdym rondzie śpiewałyśmy ''karuzela, karuzela napierana co niedziela, świątek piątek i niedziela, karuzela, karuzela''. A jak ktoś był w Kołobrzegu to dobrze wie ile tam jest rond i dzięki temu powstała nowa interpretacja nazwy KOŁObrzeg bo ma dużo kół czylo rond.

    OdpowiedzUsuń
  4. Doszły mnie słuchy że się nie znam ale oznajmiam że ja poprostu znam 2 wersje tej piosenki o karuzeli. I tu sprostowanie że Cioćka Ewa i Makka śpiewały nie napierana co niedziela a na Bielanach co niedziela. Ale to nic dźwiękowo myślałyśmy że to samo śpiewamy ;-)

    OdpowiedzUsuń