Gdybyście mieli jakieś pytania lub chcielibyście do mnie po prostu napisać prywatną wiadomość, możecie skontaktować się ze mną mailowo: olka.fasolka000@gmail.com

wtorek, 1 września 2015

Dzień osiemnasty

1 września Ola przywitała nowy rok szkolny jak wszystkie dzieci czyli ubrała się na galowo :)
Ola pozdrawia kolegów z klasy i "Moją Panią".


Po odśpiewaniu hymnu państwowego ruszyłyśmy dalej.
Już samo zejście na plażę wróżyło, że nie będzie dzisiaj łatwo. Niby pod piachem ułożyli jakąś gumę, ale było tak stromo, że nie sposób nie wykopyrtnąć się. Oczywiście my dałyśmy radę!


I było jak wywróżyło. Jazda po wodzie:


Grząski piasek, morze plażowiczów i ich wilcze doły:


Trzeba jeszcze dodać palące słońce i meduzy parzące:


Sił dodawał nam widok latarni w Kołobrzegu, a przecież nawet o nim nie marzyłyśmy!
Agnieszka dzisiaj nam zdradziła, że przed wyjazdem myślała, że będzie fajnie jak przejdzie wyspę Wolin...


Nie wiedzieć kiedy i go mamy! Ze szczęścia usłyszałyśmy w głowach komentarz Szaranowicza:
"Proszę Państwa! Jak one to zrobiły?! No jak one to zrobiły?! Nasze dziewczyny, cudowne dzieci trzech kółek!"

Rozbiłyśmy się pod ostatnim wejściem przed portem do Kołobrzegu coby oswoić się swoją cudownością :)


A Agnieszka ruszyła dalej, żeby dojść i klepnąć to co miała do klepnięcia czyli przeszła ostatni kawałek plaży, która kończy się cyplem z kamieniami. A my w oczekiwaniu na Makkę rzucałyśmy kamykami w Baśkę:

W końcu Makka wróciła cała i zdrowa:


Jest sukces, jest szczęście, a przed nami...kolejna bariera. I to taka, że nie w kij dmuchał. Zwłaszcza dla babińca. Uruchomiłyśmy więc nasze logistyczne talenty i rozłożyłyśmy siły.
Najpierw Agnieszka wtachała Olę po 32 stopniach (dla niewtajemniczonych: Ola ma 19 lat i waży 40kg, a Makkę smyra pięćdziesiątka po karku i waży 15kg więcej):


Ekipa techniczna wtargała klamoty, które Olka musiała przypilnować i nie spaść przy tym z ławki:


A potem wciągnąć wózek po schodach (w dalszym ciągu trzydziestu dwóch):


W połowie drogi znalazł się przesympatyczny Pan, który pomógł nam wtargać wózek (ale i tak trzymał tylko za jedno kółko - danke, bo to był Niemiec).
Po złapaniu oddechu, ustabilizowaniu tętna i wylizaniu ran:


Wbiłyśmy się do parku myśląc żeby dojść do portu. A tu ups!


Jak nie tędy, to owędy i dotarłyśmy chyba do portu. Była woda, były statki to chyba był port :)


Chciałyśmy sprawdzić co nas czeka po drugiej stronie rzeki i przygotować się do jutrzejszej wyprawy. Most musi być niedaleko...Nooo....Myślałyśmy, że będzie tak jak w nadmorskich miasteczkach. A tu dojście do mostu to wbicie się w miasto, a most długi jak Wisłostrada. Na szczęście w połowie drogi (żeby nie nadużywać słowa most) naszym oczom ukazała się Karczma. A że spalanie tego dnia miałyśmy niewąskie, nie mogłyśmy się powstrzymać. Pani kelnerka z uśmiechem wręczyła nam kartę dań, na co Agnieszka: my nie chcemy karty, my chcemy PIEROGI!
Niestety Olka zjadła całą swoją porcję i nic a nic nie dorzuciła do naszych talerzy. Cioćka jeszcze rozpytała na okoliczność powrotu i ta sama przemiła Pani sprawdziła nam rozkład jazy autobusów.
Jako że padałyśmy ze zmęczenia stwierdziłyśmy, że to najlepsza opcja. Jeszcze tylko kilkadziesiąt minut oczekiwania, bo zapomniałyśmy o instrukcji, że w Kołobrzegu na autobus trzeba machnąć, więc jeden przemknął obok nas niewzruszony i ...zaczęliśmy zwiedzanie Kołobrzegu przez okna autobusu nr5.




Jedynie po 34 minutach wysiadłyśmy na krańcówce (czyli pętli - informacja dla tych, którzy nie znają gwary łódzkiej). Potem jedyne 3 km i jesteśmy już przy Groszku!

Statystyka:
Wtorek: 01.09.2015r
Odcinek: Grzybowo centrum - Kołobrzeg port (Yes!!!!!!)
czas:  11.30- 13:00 
Odległość po plaży: 5 km plus przejście miasta i powrót do Groszka, a będzie tego z 5 km Bardzo ciężkich kilometrów)
Dla sprostowania: z domu wyjechałyśmy o godz.11, a wróciłyśmy o 18-tej!

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Dzień siedemnasty

Przedstawiamy oficjalnie ekipę techniczną nr 3:
Baśka czyli Paulina i Cioćka czyli już znacie.
Jak widać zostałyśmy pozbawione męskiego wsparcia, więc nasz babiniec ruszył na trasę z piosenką na ustach "Bo męska rzecz być daleko, a kobieca wiernie"...pchać wózek ;)
Groszek został zapakowany ino mig, mimo że miałyśmy ze sobą sakwę, plecak czarny, plecak pomarańczowy, torebkę Cioćki, torbę na aparat fotograficzny i...dopiero po zaparkowaniu auta okazało się, że jednak udało nam się czegoś zapomnieć. Wiklinowego koszyka z jedzeniem i piciem.
A zatem Baśka dostała swoje pierwsze zadanie specjalne: wziąć Groszka, wrócić po prowiant, przetransportować Groszka na koniec Dźwirzyna i wyjść nam na przeciw plażą. Ale żeby nie było tak słodko najpierw musiała odprowadzić nas w miejsce gdzie dziewczyny ostatnio zakończyły swój marsz.

I od razu grząskim piaskiem, ale przynajmniej dowiedziałyśmy się, że to nie Matka Natura, ale człowiek człowiekowi zgotował ten los i nasypał świeżego piasku sprytną rurą:


Agniecha z Olą klepnęły ścianę falochronu i my ruszyłyśmy dalej, a Baśka do zadań specjalnych.


Moment chwila, patrzymy a Baśka już idzie:


I już w trójkę zabrałyśmy się do roboty. A co robią kobiety przy pracy? Oczywiście śpiewają. Tak też przerobiłyśmy repertuar Violetty Villas, Tercetu Egzotycznego, parę szlagierów kolonijnych, a Agnieszka zaśpiewała nam nawet swój sztandarowy przebój pt. "Henryk" :)
Pogoda jak drut: słonko świeciło, ale lekko. Wiaterek wiał, ale lekko. Tylko falochrony wchodziły coraz bardziej w głąb plaży:


Czasem musiałyśmy stosować specjalną technikę prowadzenia wózka:




Tu nadaje Agnieszka: ja chciałam tylko zwrócić uwagę, że każda grupa techniczna inaczej wyobrażała sobie posiłek regeneracyjny (tutaj: Baśka)



Stwierdziłyśmy, że pokonywanie barier mamy tak opanowane, że grząski piach, długie falochrony i wiatr nie w plecy itp. mamy opanowane do perfekcji i przestałyśmy zwracać na nie uwagę.
I wtedy Agnieszka dostaje telefon z Łodzi od firmy przewozowej dla osób niepełnosprawnych z MPK. I pan uprzejmie informuje (przypominamy, że jest 31 sierpnia), że Ola nie zakwalifikowała się do przewozów ze szkoły do domu. Jutro powinna iść do szkoły...
Bez komentarza...Opadło nam wszystko tak, że zasnęłyśmy na półtorej godziny.


Nadal bez komentarza...obudziłyśmy się, Paulina pokazała nam ćwiczenie relaksujące:


Nakarmiłyśmy mewy:


Otrzepałyśmy piasek, rozejrzałyśmy się dookoła i okazało się, że jesteśmy....w Grzybowie!
Dla niedowiarków:

Ponieważ nie chciało nam się kombinować z Groszkiem i dla uspokojenia tonusu mięśniowego pomaszerowałyśmy pieszo do Dźwirzyna - jedynie 4 km :)

Cymbergaj musiał być w standardzie turnusu.
I dodatkowa atrakcja, nowatorska:


Amen. 

Statystyka:
Poniedziałek: 31.08.2015r
Odcinek: Dźwirzyno port - Grzybowo centrum
czas:  10.00- 15:00 (w tym 14 falochronów, dwa cewnikowania, półtorej godzinna drzemka, ćwiczenia relaksujące)
Odległość po plaży: 7,5 km
Odległość nazad: 4 km













Dzień szesnasty

Dzisiejszy dzień minął pod hasłem "ostatnie" - ostatnie śniadanie przygotowane przez Oceca.


Ostatnia (a nawet pierwsza) gra w bad...mingd...no, w te rakietki i lotkę. 


Ostatnie lody.


A potem już tylko pakowanie i pożegnanie ekipy technicznej nr 2.


A ekipa techniczna nr 3 w tym czasie czekała na pociąg (nie ten w tle).


Gdybyśmy wiedziały, że będziemy jechały w wagonie, w którym temperatura powietrza przekraczała 47 stopni na pewno wybrałybyśmy ten pociąg w formie kabrioletu.  
Siedząc w przedziale dostałyśmy takiego sms-a "Tu Wisła do Oki melduję: transport wysłany. Klucz pod wycieraczką". 
Ocierając pot z oczu i telefonu odpisałyśmy "Tu Oka, tu Oka...płyniemy z Pyrlandii. Klucz przechwycimy po złamaniu szyfru".  Oczywiście czekałyśmy na dalsze wskazówki dotyczące przechwycenia kluczy od Groszka.
Tutaj należy się wytłumaczenie. Groszek miał dzisiaj specjalną misję do wykonania, bo nikt wcześniej nie przypuszczał, że marsz posunie się tak daleko, a bilety były wykupione do Międzyzdrojów. Tak więc ekipa nr 2 musiała go tam dostarczyć na dworzec, co by ekipa nr 3 mogła go przechwycić. Myk polegał na tym, że kluczyki były jedne. 
Dziękujemy przesympatycznej Pani z przechowalni w Międzyzdrojach, że na podane hasło wydała nam kluczki.
Groszek tak wyjechał w konwoju z ekipą nr 2:


A ekipa nr 3 tak go zastała po wyjściu z pociągu:


Dziękujemy ci Groszku, że na nas czekałeś - zuch chłopak!

Ola bardzo przeżywała zmianę turnusu, Tutaj nie widać jak żegnała...

Ale tu widać jak czekała...


W między czasie ekipa techniczna nr 2 dostała sms-a: "Tu Wisła, tu Wisła melduję, ładunek przechwycony".

Dziewczyny szły tak szybko, że aparat nie nadążył złapać ostrości:


A my tak się wlokłyśmy, że ich aparat ostrość złapał :)


cdn....











niedziela, 30 sierpnia 2015

Dzień piętnasty

Dzień rozpoczęliśmy w dobrych humorach, śniadaniem przygotowanym oczywiście przez Oceca, który nadal trzyma wysoki standard :-) Piękny, rześki poranek zachęcał do wędrówki.
W drodze na plażę w Mrzeżynie spotkaliśmy rybaków oprawiających poranne połowy ryb (my wszystkich nie zjedliśmy, choć dzień bez ryby dniem straconym), ale naszą uwagę przykuły kobiety prostujące sieci. Z ciekawości poznawczej zapytaliśmy na czym polega ta praca, sympatyczna Pani (nazwijmy ją żoną Rybaka) wyjaśniła, że klarowanie 60 metrowej sieci (w zależności od stopnia splątania) trwa od 2 godzin do 3 dni, to ciężka praca, aż dziw że wykonują ją kobiety.


Potem już tylko marsz na plażę.
Warunki dojścia do wody były komfortowe - piękny zjazd dla niepełnosprawnych prawie do samego morza.


Podobnie jak w dniu wczorajszym Ocec po odstawieniu nas na start marszu, przetransportował Groszka do miejsca docelowego tj. portu w Dźwirzynie i ruszył nam na spotkanie. 
Sprawnie pokonywałyśmy dystans, miałyśmy wspomaganie, gdyż Kuba przełączył pstryczki i wiatr wiał nam w plecy (dzięki Kuba). 
Wszystko wyglądało niby normalnie, ale nasze dotychczasowe problemy z pamięcią, w porównaniu z dniem dzisiejszym to banał. Dzisiaj po prostu zapomnieliśmy cykać fotki, dlaczego tak się stało, tego nie wie nikt :-(
W ciągu 6 km marszu wykonaliśmy dokładnie 3 zdjęcia, dlatego nie poddając ich żadnej selekcji umieszczamy wszystkie 3.


Powyżej Ocec, uchwycona wspaniała marszowa sylwetka ( i wiemy już co ma na plecach),  dzisiaj  nie wyróżniał się strojem z tłumu plażowiczów, dlatego dostrzeżony został przez oko aparatu fotograficznego gdy był już bardzo blisko.


Warunki do jazdy wózkiem były dobre, jedynie w Dźwirzynie musieliśmy 11 razy wbijać się w głąb piaszczystej plaży, by ominąć falochrony.


Na zdjęciu widoczny efekt kontaktu Kaśki z dość wysoką falą, co oczywiście rozbawiło Olkę, śmiech Oli trwał póki "efekt" nie zniknął.

W dobrej kondycji dotarliśmy do portu w Dźwirzynie, zaskoczeni że pokonaliśmy dystans tak szybko.


Wykonanie zdjęcia grupowego możliwe było dzięki uprzejmości przesympatycznego Pana, któremu oczywiście bardzo dziękujemy.


Ponieważ w dniu wczorajszym Olka nie grała w cymbergaja, dzisiaj rozegraliśmy Turniej Wielkoszlemowy 3 Cymbergajów TW3C. Ciekawe, jakie stawki ustalili bukmacherzy?


Wieczorny spacer pozwolił nam poczuć klimat nadmorskiego miasteczka.



Czas pracy ekipy technicznej nr 2 dobiegł końca, jutro zmiana turnusów. Chcieliśmy (techniczni nr 2) podziękować Zbyszkowi za wzorowe przygotowanie Groszka i co ważniejsze wózka Oli. Nie mieliśmy żadnych problemów technicznych, pojazdy sprawdziły się na 5 (tj. ocena najwyższa z naszych szkolnych lat). Również dziękujemy Agnieszce, że ma takie zwariowane marzenia :-)

Nie dokonaliśmy obliczeń całego dystansu, liczymy na wsparcie cioci Jadzi :-)
Do zobaczenia za rok.

Ostatnia nasza statystyka:
Sobota: 29.08.2015r
Odcinek: Mrzeżyno (port) - Dźwirzyno (port)
czas: 11:30 - 15:00
Odległość po plaży: 6,5 km

P.S. Agnieszka : A ja dziękuję moim technicznym nr.2 
Kasia dzięki za wspólne wieczory i za to że w ogóle byłaś i dbałaś o nawadnianie Olki
Dyzio dzięki za wspaniałe śniadanka zawsze na ciepło i za to że idziesz za mną w ciemno.