… a było to tak:
Na początku września zgłosił się do mnie, czyli do „Baśki”
kuzyneczki Oli „Pan Rowerski”. Zapytał czy była by możliwość wypożyczenia Olinego
roweru. A, że mnie prosić długo nie trzeba, więc w ciągu dwóch minut wszystko
już było ustalone i następnego dnia jechałam wraz z moją zakręconą koleżanką
autobusem do Oli. Rower stał w gotowości …. Aż 8 września pojechał do
manufaktury na akcję „ROWER TO JEST ŚWIAT”.
Było tam mnóstwo rowerów … przeróżnych, starych,
nowoczesnych, kosmicznych, jedno i kilku osobowych, stylowych i odlotowych no i
oczywiście ten Olki. Rower stworzony specjalnie do przewożenia osób na wózkach
inwalidzkich. Za bardzo nie będę się zagłębiać w szczegóły, bo „Cioćka Ewa”
zapowiedziała się, że opisze sprawę porządnie. Więc żeby nie wchodzić w jej
kompetencje to wspomnę tylko tyle, że rower został stworzony przez Zbyszka na
okoliczność komunii świętej. Jak na prawdziwego komunistę Ola rower też
dostała.
Ale do rzeczy … Nikt z Naszej rodziny nie zdawał sobie chyba
sprawy z tego, jakim zainteresowaniem będzie cieszył się ten rower. No
oczywiście oprócz dzieciaków, którym jazda na platformie sprawiała mnóstwo radości
to były też osoby autentycznie zainteresowane. Ludzie, którzy mają w rodzinie
osobę na wózku a zarazem są zakochani w jeździe na rowerze i tą miłością chcą się
z nimi podzielić. Np. Pani, która chce wyciągnąć na wspólną przejażdżkę swojego
tatę czy Pan, który podpytywał o informacje techniczne w celu zbudowania czegoś
takiego dla swojej żony. Jednak
największą uciechę z jazdy rowerem miał Pan Marek, który jeździ na wózku a jego
siostra ze szwagrem jeżdżą na rowerach nałogowo. Problem w tym, że nigdy nie
mogą razem uczestniczyć w wycieczkach, bo Pan Marek nie ma swojego dostosowanego
roweru. Kółek po manufakturze nakręciliśmy z Panem Markiem, że ho ho! Nie chciał
się zatrzymać a na koniec jego uśmiechu i szczęścia nie zapomnę do końca życia.
Potem była parada wszystkich rowerów po rynku manufaktury …
Po akcji trzeba było się rozjechać do domów a Ja, Kuba Buba
i Olka pojechaliśmy na rowerach. Na Piotrkowskiej od Placu Wolności do pasażu Schillera
nie było osoby, która by Nas nie widziała. Olka śmiała się tak głośno, że jej
śmiech zarażał wszystkich dookoła.
Podsumowując … chciałabym żeby ta chwila trwała wieczność a
ludzie zawsze i wszędzie tak przyjaźnie się pozdrawiali i bezinteresownie uśmiechali ...
autor: Baśka (kuzyneczka)
Jechałam waszym wehikułem z moim narzeczonym (cierpiącym na podobne schorzenie, co Ola). Naprawdę super sprawa :D
OdpowiedzUsuńPodpatruję, kibicuję ze wszystkich sił i czytam. Coraz bardziej wnikliwie, z narastającym apetytem, ale tak naprawdę zachwytem. Ogromnym zachwytem. Myślę o Was codziennie, bo dajecie świadectwo siły i radości. Kiedy jest mi źle z bezsilności i wątpię w słuszność istnienia niektórych instytucji, to lubię się tu troszkę "ogrzać". Piecuchując kilka dni temu pomyślałam, że tak barwnego życia jakie ma Olka dzięki Wam, nie ma połowa tzw. pełnosprawnych dzieci. Tak, Ola ma chore nogi, tak - Ola ma trudności w porozumiewaniu się werbalnym, ale ta sama Olka ma dojrzałość i emocjonalną mądrość jakiej niektóre z tzw. pełnosprawnych norm intelektualnych nie osiągną nigdy. Jest otoczona cudownymi ludźmi, którzy mają dla niej czas i są z nią - tak naprawdę, na 100%. A nawet jak czasu nie mają, to i tak go znajdują : ) I to jest właśnie ta stara dobra szkoła bycia z dzieckiem - bez fajerwerków, bez super zabawek (no dobra, czasem z super zabawką też ! ), z patykiem, piachem, wodą - umorusani i najbardziej szczęśliwi na świecie. Kocham Was za to i jeszcze więcej. A wiem co mówię, bo to ja "Wasza Pani" : )
OdpowiedzUsuńDagmar.Ka : )