Gdybyście mieli jakieś pytania lub chcielibyście do mnie po prostu napisać prywatną wiadomość, możecie skontaktować się ze mną mailowo: olka.fasolka000@gmail.com

czwartek, 31 sierpnia 2017

Dzień 19 etapu 3 (2017)

Dzisiaj zaczniemy trochę inaczej. Mogło by się komuś wydawać, że po wyjściu z domu wskakujemy do wozu i w drogę. Te nasze przygotowania wyglądają jednak trochę inaczej. Każdy ma jakieś zadania. Kuba przygotowuje auto, Baśka prowiant na drogę, Makka Olkę i jej ekwipunek, a Witek przygotowuje swój plecak plażowicza. Każdy każdego sprawdza czy wszyscy wszystko mają. A do tego kto chowa klucze od domku, bo musimy się pochwalić, że jeszcze ani razu ich nie zgubiliśmy. Potem jeszcze trzeba się do tego wozu zapakować. Kiedy lista obecności sprawdzona, wtedy dopiero można ruszać. 


No więc ruszyliśmy. Myśleliśmy, że na tej fotce znowu podzielimy się na grupy, ale wczoraj obczailiśmy Swarzewo i wiedzieliśmy, że mamy przed sobą górkę, jak potem się okazało, nie jedyną tego dnia. 

                                     

Chłopcy pomogli nam wepchnąć wózek pod tę "jedyną" górkę i tu nasze drogi się rozeszły. 
Kuba z Itkiem i Reksiem pojechali do Pucka sprawdzić czy jest ta ukochana plaża dla Makki, a my ścieżką rowerową też do Pucka. 

                                     

Po drodze mijałyśmy wiatraki, które jeszcze wczoraj widziałyśmy w oddali z Helu. 


A tutaj zwróciłyśmy uwagę na duży czerwony budynek na horyzoncie. Zastanawiałyśmy się co to jest i czy to już będzie Puck. I pomyślałyśmy, że to taki kawał, że tam zakończymy. 

                                      

                                     

Idąc trasą rowerową, wyczaiłyśmy wyprzedzającego nas zwiadowce plażowego. 

                                       

I nareszcie: dopiero drugi słupek za półwyspem. 


                                         

Zwiadowca nas wyprzedził, a Olka zwróciła nam na to uwagę. 

                                         

To zdjęcie cyknęła Baśka i proszę zwrócić uwagę na górną część znaku i na państwa, które są tam napisane. Ja Makka - wiem, co ona knuje... 

                                         

Po dojściu do Pucka, nasza zagadka się rozwiązała. Ten duży czerwony budynek to kościół świętego Piotra i Pawła. I w tym momencie jak zwykle rozdzwoniły się telefony. I po hasłach: idźcie w prawo, a potem w lewo, to my będziemy Wam machać, spotkaliśmy się na plaży. 

                                         

Makka nareszcie mogła ściągnąć te cholerne buty i połazić sobie po piachu. 

                                        

Po krótkiej naradzie na plaży, po dokładnym obejrzeniu mapy, której nie zapomnieliśmy, postanowiliśmy iść dalej do przodu. Ponieważ Makka zobaczyła, że plażą można iść jakiś kawałek, a ścieżka rowerowa idzie wzdłuż zatoki, postanowiłyśmy podzielić się na podgrupy podgrup. I Makka poszła plażą, a Baśka z Olką ścieżką rowerową. 


                                        

Makka: Idę sobie, a nade mną wysoki klif, oberwany, wystające korzenie z drzew, ale widok piękny.


                                        

Duże zadziwienie wywołało to coś wychodzące z klifu. Na pewno nie była to ziemianka. 

                                       

Makka: Po przejściu około 1 kilometra, postanowiłam zadzwonić do Baśki z zapytaniem, co u dziewczyn słychać. A tu mi Baśka nadaje, że ścieżka rowerowa ni z tego ni z owego urwała się  bez żadnego wcześniejszego znaku. I stoi na szlaku dla pieszych pod stromą górką, a miała w głowie moje słowa, że się nie cofam i sama już nie wiedziała co ma robić. No cóż plaża plażą, ale wdrapałam się na szlak dla pieszych i moim oczom ukazał się bezkresny obszar zaoranych pól i na horyzoncie dwie małe kropki. 


                                        

Baśka: A my po ostrym zjeździe i dostaniu się pod tę zajebiście stromą górę postanowiłyśmy zaczekać na pomoc. Oceniłam, że wejście pod tę stromiznę nie jest wykonalne dla jednej osoby. I nam na horyzoncie też pojawiła się kropka, ale jedna. 

                                         

Zdjęcie nie oddaje z czym musiałyśmy się zmierzyć. Ta górka była pokryta stwardniałą gliną, pochylona poziomo, a jej stromość oceniłyśmy początkowo na 40, bez kozery powiemy 60 stopni. 
Oglądałyśmy tę górę z dołu i z góry, i długo się zastanawiałyśmy jak to ugryźć. Wiedziałyśmy, że wózek może nas przeważyć, a boczne nachylenie spowodować, że Olka wyleci z wózka. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem było wziąć Olkę na ręce i  tak też zrobiłyśmy. Baśka w asekuracji Makki wtarabaniła Olkę na górkę, ułożyłyśmy ją na miedzy i wróciłyśmy się wciągnąć wózek. 

                                        

Hurrra udało się! 

                                        

Po drodze podziwiałyśmy różne krajobrazy, cykałyśmy fotki mieszkańcom tych okolic i stwierdziłyśmy, że nawet warto było wtarabanić się pod tę górkę dla tych widoków. Gdyby nie jeden drobiazg. Przed naszymi oczami ukazała się jeszcze jedna górka, z jeszcze lepszą stromizną. Technikę zastosowałyśmy podobną. I w dalszym ciągu nie żałowałyśmy tych widoków, tylko za tymi dwoma ukazała się jeszcze jedna, tym razem w dół. Aż ujrzałyśmy dwóch rowerzystów i myślałyśmy, że jesteśmy uratowane i ktoś nam pomoże. Ale panowie popchnęli metr i pojechali dalej. Ale i tak życzymy im szerokiej drogi, szerszej niż my mieliśmy.  

                                          

Na horyzoncie pojawili się prawdziwi faceci, którzy służyli pomocą. Nie dosyć, że nas znaleźli...

                                          

...to jeszcze pomogli stoczyć wózek z kolejnej stromej górki. 

                                          

                                         

A nawet w ogóle przejęli wózek. 
Do Groszka dotarliśmy gęsiego, długą, leśną i błotnistą drogą.

                                         

To taka fotka, żeby wiedzieć gdzie zacząć jutro. 

                                          

Wykończone, w drodze powrotnej do domu marzyłyśmy tylko o kąpieli i jedzeniu. 


A to marzenie w niedługim czasie nam się spełniło, wykąpane dostałyśmy jedzenie do łóżka. 




Statystyka:
Czwartek: 31.08.2017r.
Odcinek: Swarzewo - Rzucewo
czas:  ~  12:30- 18:00 
Odległość po plaży: 2 km zrobione przez Makkę 
Odległość całkowita: 10 km 
Schodów: 0
Górki: 4








środa, 30 sierpnia 2017

Dzień 18 etapu 3 (2017)

O ja pier###### jaki dzisiaj był piękny dzień! Niby dzień jak co dzień, czyli zaczynamy z miejsca, o którym wiedziałyśmy tylko my. Chłopaki poszli na plażę, a my z Kuźnicy do przodu. 


Szłyśmy z nastawieniem, że cykamy każdy słupek i zrobimy dla Was kolejny kolaż, ale okazało się, że jest to ostatnia fotka na półwyspie helskim. I tutaj nasze przypuszczenia odnośnie żywiołów nie sprawdziły się, reszty słupków nie zauważyłyśmy, być może byłyśmy zajęte gadką, być może podziwianiem krajobrazów. 

                                    

I tak podziwiałyśmy krajobrazy bliskie i dalekie, nie zdając sobie sprawy, że niebawem będziemy oglądać ten widok z drugiej strony.

                                    

A mewy na łódeczce płynęły sobie na wycieczkę po zatoce. 

                                   

Ponieważ po stronie Zatoki nie miałyśmy dogodnych warunków do przerwy fizjologicznej, przeskoczyłyśmy na drugą stronę i ulokowałyśmy się w lesie blisko wydm. 

                                  

Po krótkim spacerze leśną drogą od strony morza, tak dla przypomnienia jak szumi morze, z powrotem przeskoczyłyśmy na właściwą stronę. I w końcu musiałyśmy pokonać aż trzy stopnie przechodząc przez przejazd kolejowy. 

                                         

Nie tylko Ola ma przerwy fizjologiczne, czasem trzeba napoić psa. 

                                         

A co robili w tym czasie chłopaki? 

Brodzili po morzu... 


Robili jakieś dziwne zdjęcia...

                                      

I czekali na nasz telefon gdzie jesteśmy. 

                                    

A my byłyśmy tak rozpędzone, że nie wiedzieć kiedy doszłyśmy do Władysławowa, a miałyśmy zaliczyć dzisiaj tylko Chałupy...

                                    

Naszym oczom ukazał się niezbyt dobrze zakamuflowany Groszek. No więc chłopcy doczekali się naszego telefonu. Ustaleniom nie było końca. Rzucona propozycja dołączenia na plażę zejściem numer jeden była bardzo kusząca, lecz nie możliwa do zrealizowania, ponieważ trzeba było przejść przez przejazd kolejowy, który był nie do zdobycia dla wózka. Kuba zaproponował, aby przejść do przejścia numer dwa, gdzie były by dogodne warunki, ale Makka powiedziała, że nie ogląda się za siebie i nie będzie się cofać, tylko idzie do przodu. I poszłyśmy do przodu. 

                                 

Opuszczając półwysep helski ostatni raz minęłyśmy bilbord, który za każdym razem nas żegnał kiedy zjeżdżaliśmy z Helu na bazę. Więc my na pamiatkę stworzyłyśmy własny bilbord. 

                                    

Maszerując zauważyłyśmy piękne dojście, skonstruowane specjalnie dla nas na taras widokowy, wśród Słonych Łąk. Oglądając widoki okazało się, że patrzymy na Kuźnicę z drugiej strony zatoki, czego dzisiejszego dnia się nie spodziewałyśmy i to dla tego ten dzień był taki piękny, a potem okazało się, że był jeszcze piękniejszy. 


I tak spacerując Baśka stanęła oko w oko z kim? 

                                                     


Z piękną Krasulą, która była nami bardzo zainteresowana. 


Ruszyłyśmy dalej w drogę.


Baśce tak się spodobały te okolice, że postanowiła w przyszłości wybudować sobie tu dom. Ale najpierw objedzie to rowerem, a Makka będzie jej techniczną. 


                                                 

                         

I nagle wyrósł przed nami nasz dobry znajomy, dawno nie spotkany, nasz ukochany - słupek kilometrażowy. I to nic, że odwrotnie, bo dla Makki mańkuta nie robi to różnicy. 

Dla wyjaśnienia słupki kilometrażowe na półwyspie helskim są osobno liczone. Makka bardzo się wzruszyła widokiem tego słupka, bo zdała sobie sprawę, że zakończyła wędrówkę po półwyspie helskim i wróciła na dawny szlak. To oznacza, że do pełnego zrealizowania marzenia pozostało tylko 122 km. 

P.S. Szkoda. że wybrzeże jest takie krótkie. 

Makka mówi, nie zdając sobie sprawy, że Baśka - protokolant wszystko pisze: 

"Gdyby pojawił się człowiek, który by pilotował całą wyprawę pod względem prawnym i medycznym, to zamachnęła by się na cały Bałtyk". 

                                       

Pięknie oznakowana ścieżka rowerowa, lepiej niż nawigacja. 


Postanowiłyśmy dojść jeszcze ten jeden kilometr, pomimo że zostało wykonane 150 % normy, a Makka nie znosi chodzić w butach i ma wielkie odciski. 
Ale dla tego słupka było warto.  


I w tym całodniowym rozpędzie zatrzymałyśmy się na tablicy - Swarzewo. Dobrze, że na horyzoncie pojawił się Groszek, bo pewno byśmy popędziły do Pucka. 

                                    

Groszek nas zgarnął i trzeba było rozegrać obiecany trójmecz w cymbergaja. 
Pragniemy zauważyć, że w tym roku Olka wyjątkowo mało gra w cymbergaja i nie wydała wszystkich pieniędzy. 


Po całodniowym marszu po kostce brukowej i w butach, Makka nabawiła się olbrzymich pęcherzy, ale Reksio poratował ją swoją maścią z wosku pszczelego, która może być stosowana podczas długich spacerów w terenie o różnorodnej nawierzchni. 

                                            

Statystyka:
Środa: 30.08.2017r.
Odcinek:Kawałek za Kuźnicą (my wiemy, który parking) - Swarzewo 
czas:  ~  12:15- 17:00 
Odległość po plaży: brak
Odległość całkowita: 13 km 
Schodów: 3