Gdybyście mieli jakieś pytania lub chcielibyście do mnie po prostu napisać prywatną wiadomość, możecie skontaktować się ze mną mailowo: olka.fasolka000@gmail.com

niedziela, 13 sierpnia 2017

Dzień pierwszy etapu 3 (2017)

W zeszłych latach mieliśmy problem z kółkami, więc teraz zmieniliśmy taktykę. Kółka przygotowaliśmy, ale dla odmiany zatarła nam się pamięć. I tak, po wyruszeniu, kilometr od domu przypomniało nam się, że zapomnieliśmy termosu. Zrobiliśmy zawrotkę, wzięliśmy termos i postanowiliśmy, że po dojechaniu do autostrady już po nic nie wracamy. Do autostrady drogę mieliśmy dłuższą, bo zabłądziliśmy (3 km od domu pomyliliśmy drogę) to i czasu na przypomnienie więcej. Ponieważ jesteśmy słowni, to nie wróciliśmy już ani po talerze, ani po sztućce, ani po jajka.
No więc tak spakowani, ciut z ubytkami (czyli z niepełną menażką i jedną łyżką stołową), pojechaliśmy dalej. A trzeba przyznać, że w tym roku pakowanie wyglądało ciut inaczej. A to Ciocka zapomniała komu pożyczyła plecak, a to Makka zgubiła polar, a jeszcze te telefony:
- wziąć ten brzydki ręcznik?
- jaki ręcznik, nie pamiętam żadnego brzydkiego ręcznika. 
- widocznie był tak brzydki, że wyparłaś.
Na miejsce dojechaliśmy o piątej rano, bo było blisko. Po 3 godzinach spania w Groszku pod schroniskiem (pod które trafiliśmy za pierwszym razem!), udaliśmy się do naszego 14-osobowego pokoju zostawić parę klamotów (czyli 3 walizy, torbę podróżną, krzesło do kąpieli dla Oli i inne luzem) i wyruszyliśmy szukać zeszłorocznego zejścia. Ysek podpowiada, że nie trzeba było szukać, bo prowadził jak po sznurku (dobrze, że nie słyszeliście agnieszkowego wybuchu wesołości). 
Pamiętacie podobne zdjęcie sprzed roku (ostatnie)?
W tym roku jest pierwsze. Inna banda, ale mapa ta sama (Cioćka chciała zrobić minę jak Baśka, ale nie da się):


Tak prowadził, że dla rozgrzewki nadłożyliśmy 3 km. I już dochodzimy do plaży:


Agnieszka usłyszała morze:


A potem wpadła w amok i zaczęła szukać słupka 211, który obiecała w zeszłym roku ucałować.


Ponieważ słupek ktoś zniknął (może zabrało morze), więc ucałowała drogowskaz (też jest na zeszłorocznym zdjęciu):


Po czułościach ze słupkami, przyszła pora wziąć się do roboty. Zbyszek stwierdził, że nie ma co kombinować i trzeba się wtarabanić, a my dumałyśmy. Chyba zadumanie tak rysowało nam się na twarzach, że dobrzy ludzie postanowili się przyłożyć. Cioćka bardzo się ucieszyła z ich oferty - dzięki temu mogła udokumentować fotograficznie pierwsze w tym roku przejście przez wydmę:

 (Patrząc na te zdjęcia Ysek nuci w duszy "Nasza karawana w piAch się wCiska...)


Dziękujemy przesympatycznym pomagierom :)
Ola zapakowana, jak zwykle do bólu precyzyjnie 


i już można ruszać. Tym razem z naprawdę sprzyjającym wiatrem w plecy:


Widok słupków zawsze Agnieszkę rozczula. Tutaj tak bardzo, że postanowiła się do niego przytulić:


i pocałować w numerek:


Tego jeszcze nie było. W każdym razie w tym roku, czyli pusta plaża w te:


i wewte: 


Ludzi wywiał dobry wiatr?
Pod ucałowanym słupkiem zrobiliśmy przerwę techniczno-fizjologiczną: 


Dobry wiatr był tak dobry, że Ysek musiał trzymać namiot z zawartością:


A jak już go puścił, to okazało się, że w tym roku jest moda na kapelusze z dużym rondem. Naprawdę duże kapelusze... 


Powtórka z rozrywki czyli składanie samorozkładającego się namiociku:




Ysek po Groszka, a my dalej na wschód:


Wtem! 
Oddaj aparat! (Bo lutnę! - dopisek Yska)


I po co nam był ten aparat, skoro i tak nie miał kto robić nam zdjęć.
Musicie uwierzyć nam na słowo, że szłyśmy. Aż doszłyśmy do cywilizacji czyli budki nie z hot-dogami, nie z gazetami, ale z ratownikami. Z uśmiechem na twarzy poinformowali nas, że spoko damy radę, już blisko. Owszem, dałyśmy, ale piach był taki, że musiałyśmy robić przystanki co 3 metry. 


Wielce umęczone rozsiadłyśmy się na najbliżej spotkanych paletach przed Czerwoną Szopą, a tu taka niespodzianka:


Myliłby się ktoś, gdyby pomyślał że mogłyśmy posiedzieć i zjeść coś ciepłego. Jak tylko Ysek dowiedział się, że kanapki nie zostały zjedzone, to zarządził szybkie pakowanie i wymarsz w kierunku kwatery z wyczuleniem na ciekawe lokale gastronomiczne. Po ujechaniu kilku kilometrów wbiliśmy się na improwizowany parking z równie improwizowaną tablicą reklamującą restaurację Łąka. Z daleka również wyglądającą na improwizowaną prowizorkę... Jednak po szybkim rekonesansie Makki z Yskiem okazało się, że od drugiej strony, czyli od frontu będącego po stronie zaplecza, restauracja owa wygląda wcale nie jak dwa zlepione kontenery, ale za to całkiem, całkiem... 


Do tego niesztampowe pierwszorzędne menu, w sam raz dla obywateli drugiego sortu (głównie wegetariańskie brewerie oraz pyszne kotlety z wołowiny) podlane pyszną, nienachalną muzyką. Musieliśmy tam osiąść i popróbować (kończących się) specyjałów. Warto było! Na przykład Ola bez przymusu i gróźb wytrąbiła cały kubek świeżo zaparzonej mięty. Bo "lemoniady brak - wypili" jak głosiło ogłoszenie w menu. Z czystym sumnieniem polecamy restaurację  Łąka! :)
A teraz nie będziemy już zbyt długo pisać, bo okazało się, że w naszej kwaterze w Szkolnym Schronisku Młodzieżowym najwyższą wartością jest wybiórczo stosowany REGULAMIN obowiązujący UCZESTNIKÓW. (Bo przecież nie kadrę.)
Na przykład od godziny 22:00 obowiązuje tu najzupełniej serio traktowana cisza nocna.
O innych kuriozach napiszemy przy innej okazji, bo teraz naprawdę musimy już kończyć - Pani każe iść spać.

Statystyka:
Niedziela: 13.08.2017r.
Odcinek: Słupek 211 kilometra - słupek 205km (zejście przy Czerwonej Szopie (Czołpino)).
czas:  ~12:00 -17:20
Odległość po plaży: 6 km 
Odległość całkowita: ~13,5km


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz