Rok szkolny 2012/2013 zaczął się dla Oli niefortunnie. We
wrześniu trafiła do szpitala z potężną infekcją układu moczowego. Wysoka
gorączka rozłożyła ją na „łopatki”. Jak Ola w szpitalu to ja też. Położono nas
w sali gdzie już była dziewczynka po operacji. Co ja piszę położono nas –
położono Olę a moje miejsce jest przy łóżku na podłodze. Co wieczór z mamą
operowanej dziewczynki rozkładamy „biwak”, czyli karimatę i śpiwór. Leżę na tej
podłodze nad głową wisi worek z nieszczęsnym zakażonym moczem i myślę pęknie
nie pęknie. Kroplówka z antybiotykiem kapie a ja zastanawiam się, co dzień
przyniesie, jakie będą wyniki badań. Rano zwijamy „biwak” a wyniki są fatalne. Bakteria,
Klebsiella (co za fra…) oporna na prawie wszystkie antybiotyki. Ola gorączkuje,
nic nie je. Kolejne badania. Pielęgniarka nie może się wkłuć do żyły. Mówi się,
że medycyna poszła do przodu. Jak do przodu skoro nie radzą sobie z Klebsiellą?
Oli zmieniono antybiotyk. Wieczorek rozkładam „biwak” patrzę na zbawienną
kroplówkę i worek z moczem nad głową, ale mocz jakby ładniejszy. Oli mocz to
moja obsesja. Wiecznie oglądam: ładny – nieładny, mętny – klarowny. Robi się
klarowny. Ola nie gorączkuje. Dziewczyny śpią a ja czytam na podłodze napisy: „Ja
tu byłem, maj 2011” albo „ŁKS to ch…”, „Kocham Michała - Julka”. W nocy
przywieźli jeszcze dwie dziewczynki na obserwację. Jest już ciasno. Ale rano
dziewczyny w lepszej formie i robi się wesoło. W ruch idą kredki, balony. Antybiotyk
rozprawił się z tą fra… Niestety kolejny wenflon niedrożny. Ola musi jechać na
blok operacyjny, gdzie anestezjolog założy centralne wkłucie. Wiem, że to
konieczne, ale Olka na bloku to dla mnie straszna trauma. Akurat przyjechał mój
brat. Razem czekamy. Jest! Wiozą Olkę. Pielęgniarki mi przekazały, co Ola
powiedziała do anestezjologa „I co nie umies? Ty głupi jesteś.” A ja już wiem,
że Oli wraca wigor, czyli zdrowieje. Niebawem idziemy do domu. I faktycznie po
10 dniach, ostatnie badanie, mocz jałowy. Medycyna jednak poszła do przodu. Kolejny
pobyt w październiku na badaniach, ale to już drobiazg. Mama przyjechała pomóc
mi zwinąć „biwak”. Lecę obwieszona tobołami a tu pech zostaławiłam na światłach
auto – akumulator padł. No nic jeszcze tylko trafić na dobrych ludzi, odpalić
auto i do domu. Mijam szpital CZMP i myślę jak dobrze, że mam go pod ręką. Jak dobrze,
że Owsiak kupił tyle sprzętu. Jest okej. Fifek nas wita piskiem i gryzie kraty.
Fifek to świnka morska Oli. Jak dobrze w domu.
autor: Mama Oli
Znam przecież temat, a łzy w oczach miałam jak czytałam...
OdpowiedzUsuńCioćka